wtorek, 15 grudnia 2015

varia

Podobno stan biurka oddaje stan umysłu. Nie wiem czy u wszystkich, ale u mnie oddaje na 100% - koszmarny, wielopiętrowy bałagan rozciągnięty na cały dom. Mój mózg zachowuje się, jak pies spuszczony z łańcucha i odreagowuje długotrwały reżim. Powoli wracam do rzeczy które lubiłam robić wcześniej, ale na razie nie ma w tym żadnego porządku, ani równowagi. Na pocieszenie, niezmiennie dobrze gotuję. Dziś wyszedł mi bardzo dobry sos pomidorowo jabłkowo śmietanowy, tak dobry, że się aż zastanawiałam, czy moje własne enczilady nie są przypadkiem lepsze od tych w meksykańskiej restauracji, w której płaciliśmy rachunek z kamiennymi twarzami.

```
W banku. Czekam, wszystko już ustalone i trwa proces, więc czekam. Uszy szeroko otwarte. Obok mocno dojrzały pan, ale w żadnym wypadku jeszcze nie staruszek, w trakcie swojego procesu.
- Ale za życia, czy po śmierci? - pyta pani obsługująca pana - bo jak po śmierci, to dodatkowo 10 złotych.
Nie zapytałam i teraz mnie męczy, jak nieboszczyk miałby korzystać z tej oferty. Ale fajny bank, tak holistycznie dba o klienta. I jak tanio.

```
Nie obraziłabym się, gdyby mi ktoś podarował płytę Adele, może być nawet ta najnowsza, a co tam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz