czwartek, 24 grudnia 2015

środa, 23 grudnia 2015

prowincjonalne KODy, czyli literatura na usługach ludzkości

Wiadomo jak jest, wszyscy widzą, tylko odbiór jest niejednakowy. Kiedy byłam mała poznałam ważną prawdę, że istnieje taki typ ludzi, którym plujesz w twarz, a oni mówią, że to deszcz pada. Pominąwszy dosłowność, to nagle wyroiło się tego bractwa całe mrowie, dlatego nie dziwią liczne protesty, choć wydaje mi się, że to, co wydarza się ostatnio w soboty, to nie tylko protest, to także szukanie pomocy i pocieszenia, bo im dalej w las, tym straszniejsze wilki.
Na początku nie przejęłam się specjalnie tym przewrotem, inni zareagowali podobnie i śmiechom i żartom nie było końca, ale wszyscy widzimy, że oni idą jak armia czerwona zostawiając tylko zgliszcza i pożogę, zgwałcone kobiety i skatowanych mężczyzn, a wszystko w cieniu krzyża i boskim imieniem na ustach. Ilość pychy i pogardy przeraża i budzi obawy, że po czterech latach może nie być czego zbierać.
Takie mnie smutne myśli nachodzą, a jeszcze kilka dni temu, gdy ktoś w fabryce wspomniał o nocnym ataku naszego orła-sokoła na NATO, spontanicznie zaczęliśmy recytować "Bagnet na broń" akcentując zwłaszcza wersy o nocy. Fabryczna ultrakatoliczka tylko w pierwszej chwili coś tam mruczała pod nosem, ale nas była masa, głośna masa, która ze śmiechem podrzucała sobie kolejne fragmenty. Broniewski nawet przez ułamek sekundy nie mógł przypuszczać, że jego wiersz znów nabierze aktualności w wolnej, demokratycznej Polsce po ponad siedemdziesięciu latach.

Kolejną smutną konstatacją jaka naszła mnie w trakcie robienia porządków jest konieczność zakupienia nowego regału na książki. Planowałam zakup większego mieszkania po ukończeniu studiów, ale w obecnej sytuacji nie czuję się wystarczająco bezpieczna ekonomicznie i kolejne półki będą musiały wystarczyć zamiast nowych metrów kwadratowych.

czwartek, 17 grudnia 2015

o tym, jakeśmy się wybrali się do opery wiedeńskiej, a wylądowali na cygańskim weselu

Fabryka uznała, że czas zażyć kultury, tośmy poprasowali jedwabie, na drogę nagotowali jaj na twardo i wyruszylim. Bilety wyprzedano, więc w przybytku kultury i sztuki  falował gęsty tłum. Panie szeleściły tiulami i krynolinami, a spod piór i etoli otulonych woalem perfum dyskretnie błyszczały biżuty. Panowie też grzecznie uczesani i wypastowani. Atmosfera aż gęsta była od pełnego napięcia, acz radosnego oczekiwania. Toć miało być prawie jak w telewizorze na nowy rok.
(...)
Sztuka to jednak potężna siła i pod jej naporem, wewnątrz wycieczki nastąpił spontaniczny rozłam na trzy niezależne frakcje:
Pierwszą stanowili fachowcy, którzy po przerwie już nie wrócili na salę onieśmieleni potęgą przekazu
Drugą koneserzy, którzy zachowali się, jak owa młoda pani w pierwszym rzędzie z piosenki Grechuty, zwłaszcza, że miejsca widokowe mieli podobne
Oraz trzecią, która siedziała daleko

Było ... intrygująco. Nie pamiętam, czym kiedykolwiek widziała, żeby publika tak ochoczo i gromadnie podnosiła się z miejsc jeszcze zanim artyści opuścili scenę. No bo wychodzenie pośród spektaklu z okrzykami "Skandal!" na ustach, jak onegdaj, to jednak inna jakość. Ech, ta kultura.

A teraz można w końcu spokojnie potrzepać te dywany i ucierać mak.

wtorek, 15 grudnia 2015

varia

Podobno stan biurka oddaje stan umysłu. Nie wiem czy u wszystkich, ale u mnie oddaje na 100% - koszmarny, wielopiętrowy bałagan rozciągnięty na cały dom. Mój mózg zachowuje się, jak pies spuszczony z łańcucha i odreagowuje długotrwały reżim. Powoli wracam do rzeczy które lubiłam robić wcześniej, ale na razie nie ma w tym żadnego porządku, ani równowagi. Na pocieszenie, niezmiennie dobrze gotuję. Dziś wyszedł mi bardzo dobry sos pomidorowo jabłkowo śmietanowy, tak dobry, że się aż zastanawiałam, czy moje własne enczilady nie są przypadkiem lepsze od tych w meksykańskiej restauracji, w której płaciliśmy rachunek z kamiennymi twarzami.

```
W banku. Czekam, wszystko już ustalone i trwa proces, więc czekam. Uszy szeroko otwarte. Obok mocno dojrzały pan, ale w żadnym wypadku jeszcze nie staruszek, w trakcie swojego procesu.
- Ale za życia, czy po śmierci? - pyta pani obsługująca pana - bo jak po śmierci, to dodatkowo 10 złotych.
Nie zapytałam i teraz mnie męczy, jak nieboszczyk miałby korzystać z tej oferty. Ale fajny bank, tak holistycznie dba o klienta. I jak tanio.

```
Nie obraziłabym się, gdyby mi ktoś podarował płytę Adele, może być nawet ta najnowsza, a co tam.

sobota, 12 grudnia 2015

cytaty, cyli co cytam

W czasach najdawniejszych, gdy w mieszkaniu pojawiły się wreszcie obstalowane wcześniej u stolarza meble, każda książka dostała swoje miejsce. Nastał ład i porządek oraz niewielka półka na książki jeszcze nieprzeczytane. Teraz ta idylla jest tak samo mityczna, jak Adam z Ewą lepieni z gliny przez nudzącego się boga. Po dwóch latach lektur obowiązkowych, mogę w końcu czytać co mi się podoba i wyciągam z zakamarków różne dziwne rzeczy, bo 'nieprzeczytane' można teraz znaleźć upchnięte w każdej wolnej szparze, a ich półka dawno zmieniła charakter.

Z ostatnich:

W. J. Burley, Wycliffe and Death in a Salobrious Place - napisane w 1973 przez emerytowanego nauczyciela biologii w jakiejś posh grammar school. Pisze cudnym językiem i tylko żałuję, że nie umiem wyłapać wszystkich smaczków.
"... her bossom which had never known Playtex control." - o dziewczynie bez stanika

Dorothy L. Sayers, Zatrute wino. Mr Egg, handlarz winem, sypie perłami złotych myśli z "Podręcznika sprzedawcy":
"Kto sprzedawcą z urodzenia, widzi wszystko bez patrzenia."
"Nie ma co mówić, nie, nie, gdy fakty są takie, nie zaś inne." - niby takie oczywiste, a ludzkość ciągle brnie w zaparte
"Działasz słusznie, czy też nie, zawsze lepiej, gdy grzecznie." - se chyba nad łóżkiem powieszę, tak kupa mięci

i najlepsze na koniec, a dopiero zaczęłam czytać:
Karol Myśliwiec, Eros nad Nilem
"Małżeństwo zawierane było na precyzyjnie określonych warunkach, dotyczących głównie sfery majątkowej, tak, by nikomu nie przyszło później do głowy pomylić uczucia z egzystencją."- cała esencja intercyzy.