Pierwsza była sąsiadka, która zadzwoniła prawie z płaczem, żebym jej zrobiła narodową kwarantannę w telefonie, bo jak nie, to czeka ja gnicie w kazamatach. Jeszcze nie taka stara i nawet potrafi i smartfon i laptop, ale tego to już nie. "O, tu, dostałam sms, że jak nie, to konfiskata majątku i zsyłka na Sybir". No to patrzę. Fakt, jak nie, to zgnije w kryminale, ale nie wysłali żadnych linków, ani nawet informacji gdzie tego szukać. Nic. Zero. Nul. No jasne, że znalazłam, ale nawet na stronie rządowej nie było żadnych namiarów, ani nawet głupiej informacji, że po prostu w sklepie. Dobra, udało się, sama wpadłam na to, że jak aplikacja, to tam, ale do kurwy nędzy, skąd ma takie rzeczy wiedzieć wcale niemała analogowa część społeczeństwa? Albo ci wszyscy, którzy tylko dzwonią lub oglądają zdjęcia wnuków na ekranie?
Drugi był kolega, który owszem, obyty, ale ma telefon na guziki. Bo tak.
No i w końcu padło na mamusię, która powróciwszy wreszcie z wojaży i otrzymawszy głuchy telefon z nakazem, powiedziała, że phi, że ona jest już w takim wieku, że nie musi umieć i co mi zrobicie. Okazało się, że jajco. Odsiedziała swoje w domu, ale już po kilku dniach zaczęła pertraktować z wpadającymi codziennie kontrolerami. Nieugiętymi, jak się okazało, więc jak dziś poszła w miasto, to aż ją nogi rozbolały z tego chodzenia, bo podejrzewam, że kilkugodzinnego.
Dykta, malowana na zielono trawa i błyszczące transparenty przysłaniające osypujący się tynk i spadające gzymsy.
No i jeszcze poczta. Ogarnięcie ich systemu przesyłek to wyższa szkoła jazdy. Oni nawet mają ładny cennik, na oko prosty i przejrzysty, ale idź człowieku do okienka i wyślij se trochę grubszy list albo książkę, to się okaże, że każda osoba za szybą ma własny styl i raz jest to rozmiar M, a drugim razem, ciut cieńsza i mniejsza rzecz to już L. Ja tego nie ogarniam i naklejam znaczki na oko. "Zapiszę to pani, bo ja bym zapomniała, jakbym tylko zaszła za winkiel" - zlitowała się dzisiaj pani poczmistrzyni. A potem jeszcze przyszedł listonosz z poleconymi klnąc na czym świat stoi na ten tablet, który musi ze sobą taszczyć dodatkowo i staczać walkę przy każdym podpisie.
Poza tym, to jestem permanentnie podkurwiona, przez kurdupla i jego przydupasów stale, a teraz jeszcze przez blondynkę. Ktoś, kto wymyślił pierwszy żart o blondynkach miał niechybnie do czynienia właśnie z kimś takim jak ta. Mówisz coś i widzisz w tych oczach przerażenie, bo synapsy nie stykają i ona nie rozumie żadnego przekazu, który jest bardziej skomplikowany, niż linia prosta. No niestety, teraz nastała w fabryce era blondynek - idealne odbicie sytuacji na szczytach. Minie.